Gadu - gadu

Napisz anonimowo. Napisz do nas... Wyślij

23 czerwca 2017

Zdarzenie, które podsumowało wszystko

  Anonimowe wyznanie

Moja historia jest dość smutna, ale najlepiej obrazuje zachowanie niektórych ludzi. Od kilku dni moją mamę bolał brzuch, ale nieraz już tak miała i przechodziło, jednak w piątkowy wieczór sytuacja się pogorszyła. Mama zaczęła tracić świadomość, więc wezwaliśmy karetkę. Mama wylądowała w szpitalu, gdzie okazało się, że jest ciężko chora i potrzebna jest operacja. Po 3,5 h lekarz nie dawał jej wielkich szans. Choroba była już w końcowej fazie. Też dali nam czas na pożegnanie. Przed 18:00 stwierdzono zgon. Było mi bardzo ciężko, gdyż byłem do niej bardzo przywiązany. Jednak wiedziałem, że to nie koniec. Trzeba było załatwić wiele spraw w tym pogrzeb. Mogłem jednak liczyć na pomoc rodziny i paru wyjątkowych osób, lecz na kilku się zawiodłem.

Pierwszą osobę, która przeszła moje najśmielsze oczekiwania, jest koleżanka, którą znam od przysłowiowych pieluch. Był okres, gdzie się kumplowaliśmy, potem nasze drogi się rozeszły, by w ostatnim czasie znów się spleść. Czasem im pomagałem w drobnych sprawach, czasem ich wysłuchałem. Takie kumpelskie życie. W dzień, kiedy moja mama wylądowała w szpitalu, zostawiła córkę z dziadkami i przyjechała, by mnie wspierać, by trzymać kciuki, za zdrowie mojej mamy. W szpitalu przesiedziała z nami dużo czasu. Pojawił się nawet jej brat, z którym od dłuższego czasu nie utrzymuje bliskich kontaktów, ale też nie jesteśmy wrogami. Po prostu każdy ma swoje życie. Wracając jednak do niej, to gdy dowiedziała się, że mama jednak nie przeżyła, zapewniła nas, że możemy liczyć na jej wsparcie. Prawidłowo to już by wystarczyło. Jednak było tego więcej. Gdy załatwiliśmy już wszystkie sprawy związane z mszą, cmentarzem i pogrzebem, podałem to do wiadomości. Sama zdecydowała przyjść na mszę katolicką, pomimo że jest innego wyznania. To mnie bardzo zaskoczyło w bardzo pozytywny sposób. Pojawiła się również na pogrzebie i w chwili, gdy myślałem, że nie dam rady, miałem jej wsparcie. Tak samo jest do teraz. Mimo że minęło już trochę czasu, cały czas wykazuje zainteresowanie moim samopoczuciem. Jej zachowanie obrazuje świetnie powiedzenie, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie.

Drugą osobę, która bardzo mile mnie zaskoczyła, znam od jakiś 10 lat. Kiedyś rzadko ze sobą gadaliśmy, a od jakiś 2 lat rozmawiamy dość często. Czasem się spotykamy, czasem imprezujemy. Jednak prawda jest taka, że trochę nie doceniałem tej osoby i to zupełnie niesłusznie. Zawsze miała o mnie dobre zdanie, jednak ja często nie umiałem się tym samym odwdzięczyć. Jednak to, co dla mnie zrobiła, jest naprawdę wiele warte. Nad ranem, gdy moja mama wylądowała w szpitalu, cały czas SMS-owała ze mną, by dowiedzieć się, jak się mama czuję. Gdy napisałem jej, że mama zmarła, najpierw nie chciała uwierzyć. Jednak jeszcze tego wieczoru po 23:00 wpadła po prostu, by pogadać, przytulić i dodać otuchy. W czwartek pojawiła się również na pogrzebie. Bez żadnego problemu wzięła wolne, by przyjechać. Dodam, że mojej mamy w sumie nigdy nie poznała, a jednak bez żadnego „ale” pojawiła się. Również w czasie pogrzebu mnie wspierała jak osoba powyżej i tak jest do teraz. Czasem mnie opierniczy, czasem pocieszy, lecz wiem, że gdybym znów potrzebował pomocy, na 100% się pojawi. Trzecia osoba, którą znam ją od pewnego czasu, zaskoczyła mnie również bardzo pozytywnie. Pomimo jej wcześniejszych błędów, które spowodowały sporą niechęć do niej. Osoba ta pożyczała ode mnie pewne sumki pieniędzy i nie oddawała, aż uzbierała się spora sumka. Poza tym dokonała na naszych wspólnych znajomych kradzieży. Dlatego nasz stosunek do niej był niezbyt przyjazny, a tolerowaliśmy ją z pewnych względów. Jednak na krótko przed wyjazdem tej osoby za granicę i tragiczną dla mnie sytuacją, rozmawiałem z nią. Przeprosiła za błędy, jakie popełniła i cieszyła się, że pomimo nich, nie skreśliliśmy jej ostatecznie. Wyjeżdża właśnie dlatego, żeby spłacić swoje błędy i długi. Powiedziałem, że każdemu się zdarza je popełniać i sam też wiele ich popełniłem. Gdy nadeszła nieszczęsna sobota, nadałem tylko, że mama jest w szpitalu w stanie krytycznym. Potem, że odeszła. Na drugi dzień tuż przed wyjazdem, zamiast spędzać ostatnie chwile z rodziną, przyszła do mnie pogadać, podtrzymać na duchu razem z jeszcze jedną osobą. Bardzo mnie to ucieszyło i powiedziałem, by weszli. Byli zaszokowani, tym jak to się potoczyło i widziałem łzy w oczach. Zdziwiło ich również to, że się tak dobrze trzymam pomimo takiej tragedii. Odpowiedziałem, że muszę, gdyż za dużo spraw jest teraz na mojej głowie. Niestety następnego dnia ta osoba musiała wyjechać, by móc w przyszłości naprawić błędy, jakich się dopuściła. Dla mnie ważne było, że mimo iż na pogrzebie jej nie było, potrafiła przyjść i dowiedzieć się, zobaczyć jak się mamy.

Kolejne trzy osoby trafiają do neutralnych zachowań. Wszystkie nie mieszkają w moim mieście. Kontakt mieliśmy sporadyczny, jednak gdy dowiedziały się o tym, co się wydarzyło, niemal natychmiast się odezwały. Rozmawialiśmy trochę czasu i obiecali, że jak tylko będą w moim mieście, na pewno będą chcieli iść na grób mojej mamy. Dwie z nich znam od dziecka, chociaż przez pewien czas kontakt się urwał, trzecią poznałem nieco później. Jednak to było naprawdę spoko zachowanie w takiej sytuacji. Takie, jakie może dać osoba, która nie może się spotkać z Tobą twarzą w twarz, a jednak chce Cię w jakiś sposób wesprzeć.

Piątą osobę znam również od berbecia. Jednak jest to pierwsza z osób, które mnie nieco zawiodły. Kiedy po śmierci mamy pojawiła się w niedzielę wraz z osobą nr 3, byłem szczęśliwy. Mogłem z kimś pogadać i było ok. Miała także być na pogrzebie, ale tu zaczęły się pierwsze wymówki. Mógłbym to zrozumieć, gdyby mi to powiedziała prosto w oczy, telefonicznie, czy msg, ale nie. Dowiedziałem się drogą pantoflową od innej osoby. Jedną z nich było to, że nie ma z kim dziecka zostawić. Jednakże na pogrzebie mamy były dzieci młodsze niż jej. Mógłbym to zrozumieć, że nie chce narażać dziecka na stres związany z pogrzebem, ale jak wyżej pisałem, mogła mnie o tym powiadomić. Jeszcze to bym jakoś przeżył i aż tak się nie gniewał. Co zabolało mnie bardziej, to brak po pogrzebie jakiegoś kontaktu z jej strony. Nie znamy się od dzisiaj i tłumaczenie, że nie wiedziała, jak zareaguje, nie jest dla mnie żadnym wytłumaczeniem. Podobnie jak to, że nie miała czasu. Było 1,5 tygodnia. Można było wysłać, choć SMS-a albo napisać wiadomość na MSG. Zajmuje to może minutę? Poważnie się nie dało? Czy zabrakło chęci? Ja sądzę, że to ostatnie…

Szóstą osobę, na której się zawiodłem, znam mniej więcej tyle samo co piątą. Chociaż byłem w bliższych z nią stosunkach, praktycznie przyjacielskich. Paręnaście lat temu poróżniła nas jedna sprawa, a w sumie osoba i o mało nie zakończyliśmy tej znajomości. Jednak jak na przyjaciół przystało, usiedliśmy, pogadaliśmy i stwierdziliśmy, że nie ma co tracić znajomości przez tę osobę. Wiadomo, zaufanie zostało naruszone, a jednak chcieliśmy to odbudować i tak się stało. Spotykaliśmy się średnio raz na tydzień, czasem dwa. Kontakt mieliśmy niemal ciągle, wspólne wyjścia, imprezy, granie, filmy. Dlatego zabolało mnie to bardzo. Tydzień wcześniej byliśmy na wspólnym wyjściu, więc wiedziałem, że ta osoba nie będzie mogła być na pogrzebie, gdyż po prostu nie mogła już zwolnić się z pracy. Ja to rozumiem i nie sprawiło mi to kłopotu. Jednak liczyłem na jakiś kontakt. Jakiś ruch z tamtej strony. Wiem, że ta osoba w weekendy nie pracuje, więc czekałem… czekałem… i nic, niedziela to samo. Wiem, że była ta osoba u 7 osoby, więc napisałem do niej. Niestety była już dość wstawiona i nie szło się dogadać, to napisałem, by w niedziele wpadli… Zaczął się kolejny tydzień i nadal nie miałem odzewu, ale w tygodniu mogę zrozumieć. Kolejny weekend przede mną i znów cisza. Zawsze weekendowe mecze razem oglądaliśmy, a tu nic. Ani zapytania co u mnie, jak się czuję. Ani zaproszenia na jakieś piwko, wspólny meczyk, bym teoretycznie nie myślał o tym. A jednak nadal cisza. Od trzeciego do siedemnastego. Gdzie w końcu spotkałem go u 7 osoby. Do tej pory mnie jakby to powiedzieć olewał. Przynajmniej tak uważałem. Jednak po opierniczeniu go, przyznał, że fakt, głupio się zachował, ale myślał, że tak będzie dla mnie lepiej. Jak odpocznę itp… Robił tak, jak on by chciał. Odpowiedziałem, że mimo wszystko mógł się zapytać. Dla mnie wiele stracił, gdyż znając się tyle lat, powinien choć trochę wiedzieć, jak się zachować, ale cóż…

No i czas na osobę, która mnie najbardziej zawiodła w tym czasie. Znamy się z czasów szkolnych, wtedy się kumplowaliśmy, ale z czasem poznał kobietę i nasze drogi się rozeszły. Przez pewien okres praktycznie kontakt był zerowy. Ponownie zaczęliśmy się spotykać pewien czas temu. Poznałem lepiej jego żonę i dziecko. Wszystko się toczyło dobrze, ale zaczęły się między nimi problemy, aż w końcu przyłapana została na umawianiu się z innymi. Jak można się domyślić, był załamany, jednak staraliśmy się wspierać go, jak mogliśmy. Nie dawaliśmy mu siedzieć samemu i myśleć, zabieraliśmy na imprezy itp. Od roku również nieco kręcę z pewną dziewczyną i niestety przy pewnej imprezie zaczął się do niej dostawiać, tak się w sumie nie robi. Na szczęście koleżanka jest bardziej ogarnięta, niż myślał i nawet wstawiona mu odmówiła. Wróćmy teraz do historii. Po śmierci mojej mamy, pisałem do niego. Po chwili oddzwonił, ale coś bełkotał, więc powiedziałem, żeby jutro wpadli na piwko. Napisałem i w sumie cisza. Umówiony był z paroma innymi moimi znajomymi, że wpadnie z nimi na pogrzeb. Jednak płonne były moje nadzieję. Był co prawda po nocce i gdyby mi to powiedział:
"Sorki, jestem zmęczony i naprawdę nie dam rady przyjechać.” Byłoby ok. Jednak dowiedziałem się również okrężną drogą. Zabolało mnie to dość mocno, gdyż sam potrafiłem iść do niego tuż po pracy, niewyspany. Ok myślę sobie, pewnie napisze coś albo wpadnie na chwilę w wolniejszej chwili. Czekałem i czekałem, i podobnie jak z 6 osobą się nie doczekałem. Nasza wspólna znajoma była bardzo zniesmaczona jego zachowaniem, bo ją również kilka razy wystawił i skwitowała to krótko, że chyba nie chce mieć takiego znajomego, co olewa przyjaciół w potrzebie. W końcu razem z kumplem zgadaliśmy się z tą trójką minusowych osób. Dwie pozostałe osoby potrafiły przeprosić i wyjaśnić, dlaczego tak postąpiły. Ostatnia osoba niestety nic nie wyjaśniła. Tak jakby ją to nie obchodziło albo nie zrozumiała swojej winy. Dlatego powiem szczerze, nie ma już na mnie co liczyć.

Tak właśnie kończy się ta historia. Co mam sądzić wiem sam. Dzięki tej tragicznej historii zweryfikowałem swoich bliskich znajomych, gdyż Prawdziwych Przyjaciół poznaje się w biedzie. 


 Oto pierwsza historia pewnej anonimowej osoby, zdarzenie tak smutne i przykre, które pokazuje jacy ludzie są naprawdę. Potrafimy znać kogoś przez lata, a w takich sytuacjach właśnie wychodzi z nas jacy naprawdę jesteśmy. Ja nie znam tych ludzi, ale każdy może dojść do własnych przemyśleń po przeczytaniu takiej historii. Widać tu jak niektórzy są zakłamani, sama osobiście znam osoby, które były, wtedy kiedy to one czegoś potrzebowały, ale gdy ktoś coś chciał, to ich nie było. Tak się właśnie rodzi brak zaufania. Zapraszam do pisania swoich historii, przemyśleń i pozostawienia komentarza, zachęcam również też do obserwacji, jeżeli chcecie czytać co piątek moje przemyślenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SPAM? Nie, dziękuję.
Obserwujesz? Powiadom mnie :)